poniedziałek, 16 lutego 2015

7. tydzień 2015 - podsumowanie Nat

10 Lutego 2015

Tydzień przed wtorkowym bieganiem przebiegał pod hasłem "bolącej stopy". Przyczyna oczywiście niewiadomego pochodzenia i do dzisiaj niezdiagnozowana, bo po co jak już prawie nie boli;). W celach leczniczych (czyt." rozbieganie":P) truchtałam po 2-3 km na bieżni. Okazało się, że moje stopy przestały kochać Asics'y i odkryły nową miłość - Nike Pegasus +30. W tych butach właśnie przebiegłam cały ostatni tydzień.
Wybieganie wtorkowe było niezbyt szybkie z uwagi na stopę (6:25 min/km średnie tempo). W celu "testowania" mojego organizmu i sprawności, Luke dorzucił mi na koniec biegu przebieżki, rytmy, przyspieszenia... zwał jak chciał, ja się na tym nie znam (jeszcze). Po prostu miałam przez 100 m biec na maksa i potem przez 100 m truchtać i tak 4 razy. Szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że mogę wyciągnąć tempo 2:48 min/km, ale powiem wam, że ogromnie mi się to podobało i będzie to chyba stały punkt we wtorkowym bieganiu:) Trening uważam za udany, stopa nie bolała, mięśnie dostały nowy bodziec, uśmiech na twarzy był. Wszystko się zgadza:)

12 lutego 2015

Czwartek to już powoli powrót do szybszego tempa. Średnio 6:08 min/km czyli jak to mówi Luke "Nat w końcu zaczyna przechodzić z truchtu do biegu" (pamiętam moje początki i 7:30 min/km). 6 km przebiegnięte w bardzo równym jak na mnie tempie i nawet znienawidzona "górka koło Reala" została zdobyta w przyzwoitym czasie. Taka mała rzecz, a cieszy. Ogólnie trening bardzo pozytywny. Może to jednak te Pegasusy?

15 lutego 2015

Niedziela to czas na długie wybieganie. Postanowiliśmy zaliczyć wspólnie dyszkę. Dodatkowo testowałam nowe, cudowne getry z Nessi i ich skarpety termoaktywne, które to przyszły w Walentynki (mają to wyczucie czasu). Moje wrażenia już niedługo.
Trasa na 10 km od jakiegoś czasu jest stała i niezmienna. Bardzo dużo podbiegów i zbiegów, taki mamy teren;) Średnie tempo biegu bardzo przyzwoite jak na taki dystans - 6:08 min/km. Ogromnie cieszą mnie środkowe kilometry, gdyż tempo oscylowało w okolicach 5:40/50. Tego się po mnie nie spodziewałam, to chyba zasługa słońca, które cały dzień nas doświetlało. 10 km w 1g:00m:51 s i ogromny banan na twarzy, bo pobiłam swój rekord na tym dystansie o całe 3 minuty. Ale wiecie co? To nie był jedyny pucharek tego dnia, pucharki pokazały się na każdym możliwym dystansie:D Jak to mawia Luke "dzień konia". Nie wiem jak u was, ale mnie takie "nagrody" endomondo ogromnie motywują i zachęcają do kolejnych wyzwań biegowych. Teraz tylko pozostaje mi następnym razem "złamać" godzinę.


Nie będę się rozpisywać, to chyba był mój najlepszy tydzień biegowy i oby więcej takich:)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz