poniedziałek, 23 lutego 2015

Nike Air Zoom Pegasus 31 - Recenzja

Jeśli szukacie uniwersalnego buta biegowego, który jednocześnie nie będzie bardzo drogi, proponuję zainteresować się modelem Nike Pegasus 31. Szczególnie, że obecnie można znaleźć go w ofertach wyprzedażowych większości sklepów.


Seria „Pegasus” jest obecna na rynku już od ponad trzech dekad i w trakcie tego czasu wyrobiła sobie renomę w środowisku biegaczy. Najmłodszy członek rodziny jest już 31 wersją najpopularniejszej biegówki Nike. Producent twierdzi, że podczas projektowania, w prototypach pokonano łącznie 16 000 mil, czyli około 25 750 kilometrów! Jest to imponujący wynik, który pozwolił na zebranie ogromnej ilości danych. Co więcej, w rozwój produktu zaangażowano najwyższej klasy sportowców, takich jak Mohamed Farah i Melissa Bishop. „Pegasus to jedne z moich ulubionych butów i one ciągle stają się lepsze” twierdzi Mo. Zapowiada się naprawdę ciekawie.


A tu możecie zobaczyć jak Melissa i Mo hasają z miliardem ponaklejanych przez Nike punktów kontrolnych:

Wyglądem zewnętrznym, Pegasus 31 wpisuje się w całą zeszłoroczną linię butów biegowych oferowanych przez Nike. Charakterystyczne wycięcia powłoki cholewki w kształcie rombów, sześciokątów i trójkątów jednoznacznie kojarzą się z modelami Vomero 9 albo Free 5.0 z tego samego roku. I słusznie, ponieważ za ich design odpowiedzialna jest ta sama osoba - Mark Miner. Postawił on na uproszczenie wyglądu poprzez usunięcie zbędnych przeszyć i naszyć. Nawet wzmocnienie, znajdujące się zwykle nad dużym palcem, zostało wszyte pod meshową strukturę i nie straszy tak jak w poprzednich wersjach. Podobnie odblaski, są to 3 romby w tylnej części, skryte pod siateczką. Zmienił się także kształt buta – stał się smuklejszy i już nie przypomina kapci. Pod tym kątem zdecydowanie bliżej mu do wyścigowych kolców i to właśnie z szybkością miały kojarzyć się Pegi w najnowszym wydaniu.


Nike Pegasus 31 to kolejny z serii but wyposażony w przemodelowany system poduszki powietrznej. Dotychczas, poliuretanowy „balonik” umieszczany w różnych częściach podeszwy był wypełniony jedynie gazem, natomiast Air Zoom dodatkowo posiada tysiące włókien, które mają za zadanie oddać część energii zamortyzowanej podczas lądowania. Najnowsze Pegi mają ten właśnie system zatopiony pod piętą, zaraz pod wierzchnią warstwą celulozy, dzięki czemu mają zapewniać dynamiczne wybicie. Niestety, biegający ze śródstopia nie wykorzystają tego dobrodziejstwa w pełni, natomiast ci lądujący na pięcie powinni być zadowoleni.


Zdecydowana większość podeszwy jest wykonana z pianki Cushlon, dzięki czemu mamy zapewnioną dobrą amortyzację, jednak sama grubość podeszwy jest zdecydowanie mniejsza niż w poprzedniej - 30 generacji, o której mówiono, że jest trochę kapciowata. W 31 nie ma o tym mowy. Podeszwa jest reaktywna i pozwala na dynamiczny bieg, oferując przy tym całkiem przyzwoitą stabilizację. Dodatkowo, drop został zmniejszony do 10 milimetrów, cokolwiek to oznacza.


Cholewka nie jest wykonana z jednego kawałka materiału, jak w modelach Flyknit, jednak ilość szwów ograniczono do minimum – zarówno po zewnętrznej jak i wewnętrznej stronie. Zmniejsza to ryzyko nieprzyjemnych otarć, które potrafią być zmorą podczas dłuższych wybiegań. Język został wszyty płaskimi szwami praktycznie na całym obwodzie, dzięki czemu nie przesuwa się w trakcie biegu i jest dokładnie tam, gdzie powinien być. Całość przyjemnie oplata stopę, sprawia wrażenie solidnego buta i daje poczucie bezpieczeństwa. W razie niekontrolowanej wycieczki stopy, spowodowanej nierównościami terenu, nie ma czego się obawiać - sprawdzone organoleptycznie.


Pierwsze wrażenie po założeniu Pegasusów 31 to uczucie ciasnego dopasowania. Są one zdecydowanie węższe od wszystkich poprzednich wersji, co biegaczom o szerszej stopie może nie pasować (dla nich wypuszczono opcję poszerzoną). Mi spodobało się to bardzo, pomimo faktu, iż na początku pierwszego, wolnego wybiegania miałem wrażenie, że opinają stopę jednak trochę zbyt mocno i obawiałem się, czy nie pojawią się uciążliwe skurcze. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca, a już po 2 kilometrach kompletnie przestałem czuć je na nogach. Każdy kolejny trening zaczynał się uczuciem ciasnoty, ustępującym dopiero po jakimś czasie. Dopiero po nabiciu w sumie około 50 kilometrów "ułożyły się" - po tym przebiegu cudownie dopasowały się do stopy i można komfortowo zaczynać każde wybieganie. Tak jakby stały się integralną częścią ciała, zapewniającą ochronę i amortyzację. 


No właśnie, co do samej amortyzacji, to na początku wydawało mi się, że jest jej trochę za dużo. W trakcie pierwszego, wolnego wybiegania kompletnie nie odczułem obiecanej reaktywności i zwracania energii podczas wybicia. No cóż, ot marketingowy bełkot – pomyślałem. Myliłem się, bo o ile wolne tempo biegu nie dało mi poczuć wszystkich zalet, to przy szybszym, zbliżonym do wyścigowego, było dużo lepiej. Z reguły nie łapię się na reklamowe hasła, ale najnowsza wersja Pegów jest naprawdę szybka. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że są one najszybsze ze wszystkich wersji, z całej 31-letniej historii modelu. W trakcie powolnego człapania zachowują się tak, jak każde inne buty biegowe, jednak wystarczy przyspieszyć aby pokazały co tak naprawdę potrafią. Przetaczanie robi się dynamiczne, a dzięki podeszwie o dobrej przyczepności można efektywnie odpychać się od powierzchni. Biegałem w nich zarówno po asfaltowych drogach, jak i po lekko utwardzonych, parkowych ścieżkach. Dawały radę nawet na śniegu, jednak na zmoczonych przejściach dla pieszych trzeba uważać, żeby się nie poślizgnąć.


Do serii Pegasus mam pewien sentyment. Model oznaczony liczbą 28 był moją pierwszą biegówką „z prawdziwego zdarzenia” i nawet dzisiaj używam ich do biegania w błocie, bo już mi ich nie szkoda. Natomiast do wszystkich innych treningów używam „trzydziestek jedynek”, pomimo burzliwych początków. Nie ważne czy w planie mam przebieżki, podbiegi albo długie wybiegania – nadają się absolutnie do wszystkiego. Przez to obawiam się kolejnej wersji, skoro Nike zrobiło tak dobry, uniwersalny but, to ciężko będzie go ulepszyć. Pegi 31 podpasowały mi do tego stopnia, że rozważam kupno drugiej pary, tak na zapas. Tym bardziej, że przy obecnych cenach wyprzedażowych aż szkoda ich nie brać. Poleciłbym je każdemu biegaczowi, który szuka czegoś uniwersalnego, w czym można przygotowywać się do startów, jak i brać udział w zawodach. Podobno jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego, jednak Nike przeczy tej regule.








Brak komentarzy :

Prześlij komentarz